Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/313

Ta strona została skorygowana.

i hałasująca, potykając się o kamienie i wyboje gościńca. Pędziła, nie bacząc na zawady, stała się drobnym nieruchomym punktem pośród drogi, wreszcie znikła na skraju ciemnego i spokojnego lasu.
Wtem na gościńcu rozległy się wesoło brzęczące dzwoneczki i wśród tumanu kurzu, jechał w przeciwną stronę powóz zaprzężony czwórką kierowaną z konia przez forysiów, przybranych w niebieską barwę książąt d’Alcantary... W powozie chichotały strojne i ładne Żydóweczki z pałacu Merogis, pochylone twarzami ku księciu d’Olmütz, który, jak młody sułtan wśród odalisek, patrzał na nie ze zwykłym swoim zagadkowym uśmiechem. Powozy się minęły szybko, lecz pani Fenigan i Lidia odczuły pewne zakłopotanie z powodu obecności sędziego. Zapadłe chwilowe milczenie; obiedwie równocześnie pomyślały: „Szczęście prawdziwe, iż nie ma Ryszarda, takie spotkanie mogłoby mieć złe skutki“. A Delcrous, widząc zmięszanie obu kobiet, zaczął pytać sam siebie, czy należało mu rozpoczynać rozmowę w swej sprawie... może lepiej odłożyć ją na później... Lecz nagłe przygnębienie przerwała nowa okoliczność. Już dojeżdżali do Soisy, gdy dwie małe dziewczynki o płowych, źle uczesanych włosach i bosych nóżętach, zaczęły biedz przy drzwiczkach powozu, podając koszyczki uplecione z sitowia i urywanemi głosami zachwalały biedny swój towar. Stangret nie lubił że-