Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/327

Ta strona została skorygowana.

przez siebie podróży, w liście do pani Fenigan donosił: „Z Ryszarda jestem zadowolony“. W kilka tygodni później Lidia wyczytała w liście od męża: „Jestem już uzdrowiony i mogę już myśleć o powrocie“. A oto teraz zawiadamiał ją, iż wraca w przyszły wtorek.
Siadłszy na ławce w cieniu drzew, Lidia czytała i znów odczytywała ten drogi list Ryszarda pełen słodkich zwierzeń i projektów szczęśliwej przyszłości. Dzień się miał ku schyłkowi, powietrze było ciepłe i zlewające się z delikatnością barw nieba, którego blaski przeświecały wśród gałęzi. Wszystko dokoła Lidii tchnęło spokojem i nadzieją. Wtem, tuż w pobliżu wybuchnął głos kobiecy gniewny, wzburzony:
— Uciekaj, wstrętna kobieto!... Jak śmiesz stroić się jak ladacznica!... Wstydu nie masz, łotrzyco ty jakaś!...
Przerażona Lidia zerwała się z ławki, myśląc, iż to osobista na nią napaść, lecz odwróciwszy się, spostrzegła Rózię Chuchin, trzymającą oburącz żelazny pręt ogrodowego parkanu i ziejącą przekleństwa na jakąś kobietę w różowej sukni, z parasolką, która śpiesznym krokiem uchodziła drogą w kierunku lasu. Praczki opowiedziały Rózi o spotkaniu się na moście pani Sautecoeur z Aleksandrem a Rózia, zazdrosną będąc o swojego starego wyelegantowanego kochanka, wypowiadała swoje urazy tej, którą od jakiegoś czasu uważała za swoją rywalkę. Śledziła kroki pana Ale-