Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/328

Ta strona została skorygowana.

ksandra i niejednokrotnie dostrzegła go rozmawiającego tajemniczo z synową Indyanina. Myślała więc, iż miewała ona schadzki miłosne. Pomimo, iż Lidia zbliżyła się ku Rózi, ta nie przestawała słać za panią Sautecoeur najobelżywszych wyrazów. Zwróciła się nawet ku Lidii, chcąc ją wziąć za świadka niegodziwości uciekającej strojnisi.
— Czy pani widzi, jak ona się ubiera, chociaż ma męża!... To bezczelna kobieta!... Wszystkie sposoby są dla niej dobre, byle każdej z nas uczynić krzywdę i odebrać chłopa dla siebie!...
— Czyż ty wyszłaś zamąż, moja Róziu!...
— Nie, proszę pani... ale to nie przeszkadza, że ona chce mnie skrzywdzić. Lecz grubo się myli, jeżeli przypuszcza, że pozwolę sobie w kaszę dmuchać... oho, ja nie taka, powiem, co należy i komu należy... juścić nie jej mężowi, bo to głupiec i niedołęga... ale powiem jego ojcu a ten potrafi ją uspokoić i cięgi jej sprawić... Oj poczekaj, gałganico, przygotuję ci ja łaźnię!
Rózia wrzeszczała, wygrażając za synową Indyanina, która dawno już znikła w głębi lasu. Gościniec był pusty i tylko świergotały ptaki, żegnając się z zachodzącem słońcem. Lidia patrzała na Rózię z podziwieniem. Nigdy nie byłaby przypuściła, iż ta zaspana, milcząca dziewczyna jest w stanie wpaść w podobną wściekłość. Spróbowała uspokoić wzburzenie swej pokojówki.
— Przypuszczam, moja Róziu, że nie zrobisz tego, co mówisz. Pomyśl tylko, ile biedy mo-