Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/341

Ta strona została skorygowana.

oburzenia. Gest ten byłby w Paryżu zwrócił uwagę przechodniów, lecz w Marsylii wszyscy giestykulują, więc Merivet dostroił się tylko tą pantominą do miejscowego obyczaju.
— Jakto?... nieszczęśliwy człowieku, ty jeszcze męczysz się swojemi wątpliwościami?... Chcesz cichaczem zakraść się do własnego swojego domu, w chęci schwytania swej żony na jakiej zdrożności? Jak możesz poddawać się podobnym myślom! A ja stary głupiec myślałem, że jesteś uzdrowiony! Wiesz, że wart jesteś, aby cię naprawdę spotkało to, co śmiesz przypuszczać...
Chciał mówić dalej, lecz spostrzegłszy bladość i wzruszenie Ryszarda zamilkł, nie mając odwagi dłużej mu dokuczać.
— Jedźże sobie, szaleńcze, bo widzę, że się nie uspokoisz inaczej. A ponieważ zobaczysz przedemną swoje panie, pozdrów je serdecznie od starego ich przyjaciela.
Ryszard pragnął wrócić do domu nietylko skutkiem swej zazdrości, lecz tęsknił za Lidią nie do zniesienia. Wstydził się wszakże wyznać to przed swoim przyjacielem, lękając się, że zostanie przez niego wyśmiany. Wszak rok już mijał, jak obywał się bez pieszczot Lidii, w obec roku, cóż znaczyło poczekać dzień dłużej?... A jednak Ryszard czuł, iż dłuższej nad konieczność nie zniesie rozłąki.
Przybywszy do Villeneuve-Saint-Georges, Ryszard wyskoczył z wagonu i wsiadł do staro-