Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/344

Ta strona została skorygowana.

jącym musi być jaki leśny szkodnik, który przyszedł wygarnąć mrówcze jajka, by je potem sprzedać w bażantarni.
W miarę jak zbliżał się do Uzelles, szedł coraz szybciej. Wkrótce doszedł do miejsca zwanego Chêne-Prieur, gdzie od okrągłego placyku ocienionego pośrodku olbrzymim dębem, rozchodziły się w kilko-promienną gwiazdę szerokie drogi wycięte wśród lasu. Jedna z tych dróg dobiegała do wrót parku Uzelles. Ryszard spojrzał tam i mocno się zadziwił, albowiem owe wrota były prawie zawsze zamknięte, obecnie zaś stały rozwarte i o ile mógł sądzić z tej odległości, zdawało mu się, iż uwija się koło nich mnóstwo ludzi. Znów przyśpieszył kroku i widział teraz wyraźnie, jak ludzie jacyś wybiegają z parku i znów tam wracają rozprawiając, machając rękoma. W tem pod drzewem dojrzał cały tłum zbitych gromadnie ludzkich postaci. Skierował się w tę stronę, nic nie rozumiejąc; co to wszystko mogło znaczyć. Widział teraz mundury leśników i żandarmów, poznawał twarze ludzi zebranych a było ich sporo z Soisy, z Draveil, z Uzelles. Co się stało, pytał sam siebie. W każdym razie coś niedobrego, ten tłum ludzi wyglądał ponuro. Lecz otóż i wóz ojca Foucarta, zbierający ciała nieboszczyków... toczył się zwolna, sztukając po korzeniach pochylając się z hałasem przy głębszych wybojach.