Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/345

Ta strona została skorygowana.

— Pan Ryszard idzie! — zawołał głośno ktoś w tłumie.
A kiedy się zbliżył, rozstąpiono się przed nim z uszanowaniem i wpuszczono do środka koła utworzonego przez gapiów. Ryszard znalazł się tuż przy sędzim Delcrous, przy którym stał pisarz trybunału a doktór z Soisy i doktór z Draveil, rozmawiali półgłosem z panem Aleksandrem. Rozmawiający spoglądali co chwila na olbrzymi, otwarty żółty parasol, leżący na ziemi, z pod którego wysuwały się nogi mężczyzny, obute aż do kolan w wytworne kamasze. Resztę ciała, oraz twarz, zasłaniał parasol.
— Ach kochany panie Fenigan, zastajesz pan rzecz okropną! — rzekł sędzia, podając Ryszardowi rękę na powitanie. Lecz sędzia tak niezmiernie zajęty był wypadkiem i ważnością swej oficyalnej roli, iż nie wyraził nawet najmniejszego zdziwienia, ujrzawszy Ryszarda, powracającego niespodziewanie i to taką drogą, do własnego domu.
— Cóż się stało? — zapytał Ryszard prawie nieprzytomnie, bo na raz powstał mu w głowie wielki zamęt, myśli i podejrzenia krzyżowały się z sobą w sposób chaotyczny.
— Jakto?... Pan nic nie wiesz?... Tu przed nami leży trup księcia d’Olmütz, dopiero co ułożyliśmy go tak, jak go znalazł Aleksander, dzisiaj nad ranem. Przypuszczam, że książę umarł dwa lub trzy dni temu.