Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/355

Ta strona została skorygowana.

ną mu była za tyle miłości; serce miała wezbrane wybuchem uczucia, niewypowiedzianą troskliwością a wzruszenie jej wzmogło się jeszcze, gdy go ujrzała teraz w ogrodzie, śpiesznie idącego witać się z nią i z matką. Wydał się jej piękniejszy. Twarz miał ogorzałą od afrykańskich skwarów, wyszczuplał, szedł zamaszyście i zuchowato, z radosnym wyrazem twarzy i błyskiem oczu, którego przedtem nigdy nie widziała u dawnego Ryszarda. Jakże się odmienił i jakże pociągającym był dla niej w tej nowej odmianie!
Pani Fenigan, wsparta na ramieniu Lidii szła na spotkanie syna jak mogła najspieszniej, wołając doń z daleka:
— Ty nic dobrego, toś nam sprawił niespodziankę! Ale niechcący przeraziłeś nas zarazem... Twoje rzeczy ze stacyi już przyjechały... więc ogarnął nas niepokój... zwłaszcza z powodu tego wypadku w lesie...
— Tak, na nieszczęście to nieco popsuło radość, jaką przypuszczałem, że wam sprawię, moje wy najdroższe!
Ryszard całował matkę a ramieniem objąwszy Lidię tulił ją do serca, potem zaczął i jej twarz całować, odszukawszy jej twarzyczkę pod wielkim, ryżowym letnim kapeluszem. Policzki Lidii wydały mu się lodowato zimne, zauważył to głośno, nieco zaniepokojony. Lecz ona nic na to nie odrzakła a pani Fenigan, czując, że małżonkowie radziby pozostać sami z sobą, wysunęła się na-