Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/356

Ta strona została skorygowana.

przód i rozmawiając z sędzią szła z powrotem ku pałacowi.
Ryszard szedł o kilka kroków w tyle, przytuliwszy Lidię do siebie, ściskał ją i całował upojony radością, szczęśliwy. Co chwila zatrzymywał się, by na nią patrzeć, by czytać w jej oczach.
— Dlaczego drżysz... dlaczego twoja twarz, twoje ręce, są tak zimne... mój niespodziewany powrót mógł cię narazie wzruszyć.. lecz patrz, jestem... czyś z tego nie rada?.. Powiedz mi najdroższa?... A może ty drżysz z powodu tej śmierci... mów... czyś bardzo się wylękła, przeraziła?...
— O nie, wcale — odrzekła Lidia z taką prostotą, iż intonacya jej głosu uspokoiła niepokój Ryszarda.
Wszakże nalegał dalej:
— Przyznaj się... mnie teraz wszystko możesz już mówić... czy ogarnia cię litość... czy go żałujesz?...
— O nie, on dla mnie umarł już oddawna... Przecież ty wiesz o tem i chyba nie masz pod tym względem wątpliwości... Nie, jeżeli widzisz mnie wzruszoną, to zupełnie z innego powodu...
— A z jakiego... czy wołałabyś, abym jeszcze był w Algiery!?... Wróciłem, bo zdawało mi się z twoich listów, że tego pragniesz... Twoje listy były czulsze, aniżeli twoje powitanie...