Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/36

Ta strona została skorygowana.

zasnąć nie mogła ze strachu, w czwartek zaś lękała się wyjść z innemi na zwykłą przechadzkę. Zakonnice, chcąc się go pozbyć, musiały go zastraszyć wezwaniem żandarmów.
— Czy pani wie, panno Lidio, że stary Jerzy zawsze jeszcze żyje?...
— Tak, panie Ryszardzie, wiem; ale teraz przestałam się go lękać, chociaż ma zawsze w ręku tenże sam kij sękaty, i przechodząc koło mnie, mamrocze jakieś pogróżki w niezrozumiałym dla mnie dyalekcie alzackim.
Zauważyli oboje, że od jakiegoś czasu już nie widują starej babiny sprzedającej co niedziela ciastka. Jakaż ona była czysta, jak śnieżnie biały był jej fartuch a także i serweta, którą przykrywała koszyk pełen ciasta tak apetycznie pachnącego. Pomimo swoich lat podeszłych, babina wciąż była w ruchu i co niedziela obeszła całe Soisy, Uzelles a nawet tak wielką i dość odległą wioskę, jak Draveil. Z dumą opowiadała, że w pałacu mieszkający państwo Fenigan nie gardzą ciastkami przez nią wypiekanemi a gdy zaszła do ochronki i zakonnice pozwoliły dziewczętom wybrać sobie po ciastku, staruszka ostrzegała, by nie rozrzucały w koszyku, bo na spodzie „jest torcik waniliowy, upieczony dla pana Ryszarda“. Lidia opowiadała teraz o staruszce i jej ciastkach z wielkiem ożywieniem, naśladując jej głos i ruchy, oraz szacunek, z jakim mówiła o „torciku waniliowym dla pana Ryszarda“; roz-