Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/362

Ta strona została skorygowana.

czonego do gry w „tennis“. Generał, spostrzegłszy sędziego, powstał z ławki i wyprostowany wołał, by przybywał co najprędzej:
— Chodź, mój drogi i pomóż mi uspokoić księżnę... moja żona przypuszcza, że coś złego ukrywamy przed nią...
Delcrous przybrał odpowiedni wyraz twarzy i zapytał:
— Jakto?... więc państwo jeszcze dotychczas nie macie żadnej wiadomości?...
— Wyobraź pan sobie, że nie mamy; zaczynam być trochę niespokojny... i dlatego zawezwałem pana, byś nam dał jaką praktyczną wskazówkę.
— To dziwne... rzeczywiście dziwne... mówił zwolna Delcrous, głaszcząc swoje faworyty.
Księżna wciąż stała i okutym końcem swej parasolki, rozrzucała tu i owdzie żwir przysypujący aleję. Podniosła teraz oczy i badawczo spojrzała na mówiących. W przeciągu dwóch ostatnich dni księżna postarzała o lat kilkanaście, policzki miała teraz zapadnięte, cerę ołowianą. Patrzała na trzech mężczyzn przed sobą stojących i czuła, że są w zmowie przeciwko niej jednej, niewarto było stawiać im pytań, odpowiedzą bowiem kłamstwem a jednak oni wiedzą to co tak niezmiernie pożądała wiedzieć, czego nie śmiała się domyślać, chociaż złowrogie przeczucie nurtowało ją bezustannie. Zwróciła się w stronę pana Jana, wszak on jest z nich