Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/371

Ta strona została skorygowana.

Zeszli teraz w sam dół sadu i chodzili ulicą bujnie obsadzoną rabatami gwoździków i wysokich lewkonij. Cisza panowała tu zupełna a kwiaty, kąpiąc się w pałających promieniach słońca, wydawały odurzającą woń, złączonych z sobą balsamicznych zapachów.
— Pytasz, się coby mogli myśleć... sama nie wiem, moje dziecko... lecz na pewno robiliby przeróżne uwagi, że śmierć księcia zmartwiła tak dalece Lidię, iż nie chce się nikomu pokazać... że kryje się ze swemi łzami... a chcąc być złośliwym, łatwo jest zawsze coś znaleźć, by obgadać najniewinniejszego...
Pani Fenigan mówiła spokojnie z twarzą rozpromienioną widokiem swego syna. Ryszard odetchnął teraz swobodniej, był bowiem w obawie, że matka zwierzy mu coś straszniejszego, coś mającego łączność z własnymi jego myślami. Pani Fenigan mówiła dalej:
— Chociaż ta śmierć spadła najniespodziewaniej, upewnić cię mogę, że nie sprawiła najmniejszego wrażenia na naszej Lidii. Mam przekonanie, iż ona go nigdy nie kochała... a nikczemność charakteru Karlexisa wzbudziła w niej taki wstręt, iż tylko pozostała w jej umyśle nienawiść połączona z chęcią zemsty... Pamiętam, że w Quiberon, gdy będąc chorą, nie wiedziała, iż jestem tuż przy jej łóżku, często mówiła podczas maligny o tym nieżyjącym dziś Karlexisie, otóż nigdy nie dostrzegłam, by rzekła o nim chociażby słówko