Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/375

Ta strona została skorygowana.

pani Fenigan miała długie rękawiczki, bez których nie wychodziła nigdy po za próg pałacu.
— Mamo moja najdroższa, nie tłómacz się i nie uniewinniaj Lidii! Wierzę jej zarówno jak tobie... i nie lękaj się powrotu mojej zazdrości. Lecz twoje opowiadanie, droga mamo, przeraża mnie do pewnego stopnia... bo potwierdza słuszność moich przypuszczeń. Tak, teraz zdaje mi się, że wiem już wszystko...
— Co takiego?... co przypuszczasz?... Naprawdę nie rozumiem was, moje dzieci... Ty i Lidia wypowiadacie dziś jakieś zagadkowe słowa... To mnie przeraża...
Lecz znów rozległ się dzwonek w stronie pałacu i prawie równocześnie nadbiegł służący, wzywający panią Fenigan do salonu przepełnionego gośćmi. Niechętnie przerwała gawędkę ze swoim jedynakiem tak dawno niewidzianym, przemagąjąc wszakże niepokój, jaki budzić się poczynał w jej sercu, rzekła z wesołym uśmiechom na pożegnanie:
— Pozostań tutaj, przyślę ci Lidię, staraj się ją wybadać...
Po odejściu matki, Ryszard oparł się o nizki murek, oddzielający sad od pola staczającego się aż do Sekwany i zasianego dojrzewającym teraz owsem. Stał tak długo w głębokiem zamyśleniu. Matka mu rzekła: „staraj się ją wybadać!“ — Po co?... Wszak on wie bez tego. Nie warto więc męczyć Lidii drażliwością pytań. Tak, pomię-