Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/380

Ta strona została skorygowana.

— A więc kiedy?... Dziś wieczór... albo w nocy?
— Tak, w nocy, powiemy sobie wszystko.
Ręce ich splotły się w pałającym uścisku, natchnieniem swem pili się wzajemnie. Ryszard pytał ją z cicha:
— Więc się nie boisz, bym ci dokuczał, jak owej nocy poprzedzającej mój wyjazd? Czy pamiętasz?...
— Pamiętam, lecz nie boję się, bo to się teraz nie może już powtórzyć.
— Dlaczego?...
Szarpnęła się gwałtownie i jakby spychając z siebie ciężar zbyt dokuczliwy, rzekła z pewnością przekonania:
— Bo teraz nie rozdziela nas, lecz przeciwnie łączy nas sprawa...
Udawał, że jej nie rozumie, więc spytał szeptem:
— Jaka sprawa?...
Wzrok ich krzyżował się, palił wzajemnie i napawał dreszczem najwyższej namiętności. Po za nią połyskiwała purpura wspaniale zachodzącego słońca, którego promienie, przeświecając przez puszyste, jasne jej włosy, tworzyły aureolę dokoła delikatnych linij wytwornej jej główy, on stał naprzeciw i konające słońce ognistemi blaskami napełniło mu oczy, złotą łuną krasząc ogorzałe, męzkie jego rysy. Nie widzieli się jeszcze nigdy w podobnej chwale piękności i jeszcze nigdy nie doznali tak niezmiernego i wzajemnego nad sobą podziwu, łączącego się z żądzą najwyższej piesz-