Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/389

Ta strona została skorygowana.

kilka koni, idących szeregiem jeden za drugim a czuwać mający nad niemi człowiek drzemał, siedząc bokiem na najspokojniejszym i kiwał się w takt ruchu zmęczonych szkap, po nad głowami których brzękały kółka i dzwoneczki, dźwięcząc przeciągle wśród wiejskiej, pogodnej ciszy. Jeden taki woźnica, raptownie zbudzony turkotem powozu, zeskoczył szybko z konia i skierował wóz na stronę; nieco dalej jakiś włóczęga siedział nad rowem i opatrywał sobie nogi pokaleczone zbyt długą pieszą wędrówką; rzucił on okiem zawiści na mężczyzn siedzących wygodnie w powozie, zaprzężonym w dwa rosłe i żwawe konie. Od gościńca aż do rzeki, na całej pochyłości gruntu, zieleniła się starannie przystrzyżona winnica a Sekwana połyskiwała krwawo skutkiem odbijających się w niej zachodnich obłoków. Po przeciwnej stronie drogi ciągnął się las tajemniczy głębią swej ciemności. Od rzeki dolatywały odgłosy statków a z po nad lasu spływały splątane i wesołe śpiewy ptasząt osiadających wierzchołki drzew jeszcze skąpane resztą dziennego światła. Odzywał się nawet słowik i wkrótce jego tylko pieśń było słychać, a wraz z miłosnemi jego trelami, dolatywały zapachy leśnych kwiatów, zwłaszcza konwalij obficie tutaj rosnących. Ryszard myślał teraz o Lidii. Sędzia nawet uległ uroczemu powiewowi od lasu i marzył o Elizie, przypominając sobie wesołość i szczerość jej uśmiechu, opromienionego białością ślicznych