Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/402

Ta strona została skorygowana.

czekująć czyjegoś przyjścia. Gdy wszedł doktór, chory rzucił się w tył raptownie, jakby na znak że nie jego wyczekiwał... i od tej chwili zamilkł już na zawsze... tchnienie z niego uleciało, nie przysporzywszy mu cierpienia... Już temu będzie godzina a może nawet więcej, w oczekiwaniu na przyjście księdza, kobiecina odmawiała modlitwy za umarłych a nawet pokropiła trupa święconą wodą którą z sobą przyniosła na wszelki wypadek...
— Dziękuję wam, żeście go pilnowali... a teraz pozostańcie tutaj, bo my chcemy sami pomodlić się przy nieboszczyku.
Ksiądz Cerès i Lidia weszli do budy, w której leżał zmarły stary Jerzy. Parno tu było i wilgotno; na ścianach wisiało pełno sieci i więcierzy, w kątach stały całe snopy wędek i wioseł. Dziwnie odbijała w tem otoczeniu skrzynia nakryta białym obrusem, na którym stały dwa wielkie srebrne świeczniki z pozapalanemi świecami, był to przygotowany ołtarz dla ostatniej ceremonii. Płonące światło świec opromieniało twarz zmarłego żebraka a twarz ta obecnie zmienioną była do niepoznania. Była piękną, majestatyczną, zniknęły z niej szpeczące ją za życia plamy i bruzdy; śmierć nadała jej woskową białość i delikatność, broda nawet, ta broda wiecznie stargana, bezładna i brudna spływała srebrzystemi pasmami, nadając całej głowie podnioślejszy charakter. Światło padało tylko na głowę, reszta ciała a nawet ręce, ni-