Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/406

Ta strona została skorygowana.

stą, wpół przezroczą tkaniną. W takie dni stary Jerzy siadał na kamieniu naprzeciw ochronki i wpatrzony w jej okna, spędzał całe dnie, jakby w nadziei ujrzenia w nich kogoś; odchodził gdy zapadająca noc nie dozwalała mu rozróżnić budynku po drugiej stronie gościńca. Lidia przypomniała sobie; jak przeszłej zimy, gdy wróciwszy z Quiberon zamieszkała czasowo w ochronce, znów stary Jerzy wałęsać się począł pod oknami i pomimo mrozu, śniegu i zawiei, przesiadywał całemi dniami po drugiej stronie gościńca. Pewnego ranka znaleziono go śpiącego na śniegu, widocznie całą noc spędził czuwając pod oknami wnuczki, o której musiał wiedzieć, że jest ciężko chora... A dwa lata temu, w ów ciepły i pogodny lipcowy poranek, gdy Lidia rzucała dom męża i biegła do powozu czekającego na nią kochanka, wszak i wtedy ten zmarły dziś jej dziadek czuwał nad nią, zastąpił jej drogę, chciał przeszkodzie ucieczce, jakby odczuwając niebezpieczeństwo, na jakie się narażała. Jakże czule musiał ją kochać ten niestrudzony jej opiekun i jakże straszny wydał jęk, gdy go odtrąciła, by biedz w objęcia Karlexisa... jak mogła ona nie zwrócić uwagi na ten wybuch rozpaczy i to nieme pożegnanie, heroiczne wielkością abnegacyi... lękał się on zapewne, iż nigdy już nie zobaczy ukochanej swej wnuczki i czułe jego serce krwawić się musiało, patrząc na uciekającą... Biedny, kochany stary Jerzy! Nawet ostatnie jego pragnienie spełnionem nie zostało,