Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/407

Ta strona została skorygowana.

chciał przed śmiercią pobłogosławić tę ukochaną swoją wnuczkę, chciał ją uścisnąć przed skonem, uścisnąć chociażby raz jeden za całe lat trzydzieści swego wiernego czuwania nad porzuconą dzieciną swej córki! Lecz Lidia przyszła za późno... Patrzała na zmarłego dziadka i żałowała, iż mu nie przyniosła tej ostatniej pociechy... patrzała, pytając się sama siebie, cóż w stanie jest uczynić, by okazać mu swoją wdzięczność, a nie znajdując na to odpowiedzi, spytała wikaryusza.
— Niechaj mu pani zamknie oczy... wszak on tego tylko żądał, wzywając panią dopiero w chwili swego skonu.
Lidia lekko drgnęła, słysząc słowa księdza, lecz pochyliła się nad czołem zmarłego i dotknęła je ustami, chcąc tą pożegnalną pieszczotą, której nie zaznał za życia, spłacić chociażby cząstkę należnej mu wdzięczności. Czoło starca było już zimne i sztywne jak kamień. Pochylona wciąż nad nim, nasunęła mu powieki na zgasłe, szkliste źrenice, utkwione gdzieś w dal głęboką.
— Nic więcej dać mu już teraz nie mogę — szepnęła, zwróciwszy się do księdza a odstąpiwszy o parę kroków, mówiła dalej: — Ojcze Cerès, proszę, nie uważaj mnie za kobietę bez serca i powodującą się dumą, lecz proszę cię najusilniej, aby wszystko, co zaszło dzisiejszego wieczora, pozostało tajemnicą pomiędzy mną i tobą. Czy mogę na to liczyć?