Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/413

Ta strona została skorygowana.

dał z uprzejmością: — a Mendelson wszak to nazwisko piękne, wsławione w dziedzinie sztuki...
Lidia nic nie odrzekła, tylko skinęła głową na znak że tak jest w istocie; stała zapatrzona w stronnice legitymacyjnej książeczki, pytając sama siebie, czy i ona tak samo się nazywa?.. Wytworna postać młodej kobiety, rażący wywoływała kontrast z tym brudnym, cuchnącym zwitkiem papierów trzymanych w ręku a naturalny, wrodzony jej wykwint, uwydatniał się w całej swej subtelności, w tej nędznej norze, będącej mieszkaniem człowieka, z którego krwi powstała. Promienną i piękniejszą była teraz, aniżeli kiedykolwiek; jasna jej postać stanowiła jakby zjawisko na tle ciemnych ścian budy, zawalonej gratami niknącemi w mrocznem oświetleniu.
Przeciągły i ostry gwizd statku na rzece wyrwał Lidię z głębokiego zamyślenia. Płomienie świec palących się w pobliżu nieboszczyka rzucały na bladą twarz jego chwiejne, wydłużone cienie a ksiądz Cerès, nie pomnąc na brak podłogi, klęczał na błotnistej ziemi i odmawiał modlitwy za duszę zmarłego. Czuła się niezdolną, by uczynić to samo. Czuła się niezmiernie wzburzoną; ilość i doniosłość zaszłych dziś wypadków, podnieciła ją gorączkowo. Pragnęła być samą, potrzebowała sobą zawładnąć, odzyskać trochę spokoju i równowagi. Spojrzała raz jeszcze na twarz swojego dziadka i nieledwie za-