Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/414

Ta strona została skorygowana.

zdroszcząc mu spokoju, jaki widniał z jego oblicza, uchyliła drzwi i wyszła na świeże powietrze.
— Jeżeli pani chce, to ją odprowadzę — szepnęła stara Lucriot, na wpół drzemiąc koło odwróconej dnem łodzi w pobliżu budy.
— Dziękuję wam, moja dobra kobieto... pójdę sama, znam drogę... — odrzekła Lidia i szybkim krokiem zagłębiła się w ciemności nocy. Pragnęła być samą i rada była, iż noc zapanowała zupełna a mgła gęstszą jeszcze była aniżeli poprzednio. Z oddali dolatywał odgłos szluzy, oraz świst i chrapanie maszyny parowej, pracującej noc całą na statku, holującym towarowe, pakowne łodzie. Odgłosy te wydawały się Lidii złowrogiemi i jakby ratunku wołającemi, wsłuchiwała się w nie, jak w jęk żałosny własnego serca wezbranego rozpaczą, oraz wielką nieokreśloną tęsknotą. Wypadki dnia dzisiejszego szalały j wiej sercu burzą pełną gromów i błyskawic, w myśl jej wywołując chaotyczny, przykry zamęt. Rano dowiedziała się o znalezionym trupie Karlexisa w lesie, tuż obok wejścia do parku; po niespodziewanym przyjeździe Ryszarda, nastąpiło jego aresztowanie a jeszcze nie doczytała zagadkowej jego kartki skreślonej na prędce w czasie drogi do Corbeil, gdy nadszedł ksiądz Cerès i prawie gwałtem pociągnął ją do łoża konającego jej dziadka, o którego istnieniu nie wiedziała dotychczas. A dziadkiem tym, okazało się, że jest sta-