Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/416

Ta strona została skorygowana.

czowniczego, dzikiego swego plemienia! Szła wśród ciemnej nocy, chwilami przystawała, jakby chwytając powietrze, bo tchu jej brakowało i odwracała głowę od rzeki, która nęciła ją swoją głębią. Wybrzeże było tutaj prawie prostopadłe, lekko zarośnięte trawą a woda lśniła się miejscami wśród czarnej i ruchomej swej otchłani, kusząc Lidię odgłosem fali, rozbijającej się hałaśliwie o słupy mostu a cichej i pieszczotliwej tuż obok, prawie pod jej stopami. Już się widziała wyrzuconą na brzeg nazajutrz rano i wiezioną wózkiem ojca Foucard... Lecz stanął przed nią w myśli jej Ryszard kochany i tak gorąco ją miłujący... wspomniała na niebezpieczeństwo, na które się naraził przez nią i dla niej... a wraz z myślą o Ryszardzie przyszła Lidii świadomość rzeczywistych jej obowiązków. Nie, zapanować powinna nad pokusą i żyć będzie, bo jej życie Ryszarda jest własnością. Nawet gdyby go nie kochała, żyć teraz powinna, by stanąć przy nim w trudnych okolicznościach, które przebywa a wszak kocha go obecnie i pragnie dzielić z nim los chociażby najsroższy. Podniecona wyobraźnia Lidii snuć poczęła nowe plany przyszłości. Zapragnęła módz się poświęcić dla tego człowieka, kochającego ją tak stale i namiętnie. Jeżeli będzie skazany przez sędziów i wywieziony do ciękich robót jako morderca, towarzyszyć mu tam będzie, by obecnością swoją osłodzić karę,