Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/419

Ta strona została skorygowana.

siedziby książąt Alcantary; spłynął wzdłuż tarasów ku rzece i drżał, zanikając po powierzchni wody, niosącej go daleko po za rezydencyę, okoloną bogatemi kratami o złoconych lancach. Przerażający taki okrzyk wydawać zwykli tylko szaleńcy zamknięci w oddzielnych celach, jako furyaci. Pomimo bólu zawartego w tym straszliwym jęku, kosiarze nawet nie drgnęli i kosili dalej delikatną, gęstą trawę przed monumentalnym gmachem pałacu. Musieli oni już znać ten okrzyk, może nawet już przywykli i oswoili się z jego okropnością.
W narożnym małym salonie pałacu, udrapowanym w miękie osłony z żółtej jedwabnej materyi, siedział książę Alcantary i rozmawiał z sędzią Delcrous. Na odgłos owego przerażającego krzyku, który wpadł tutaj przez uchylone nieco wielkie okna, książę generał niedomówił nawet rozpoczętego słowa i z pobladłą twarzą wsłuchiwał się w drgające echa jęku, rozlegającego w zieloności drzew rozległego parku. Po chwili rzekł:
— Czy słyszałeś... czyż może być coś okropniejszego!... Od chwili, gdy weszła do kiosku, gdzie złożono ciało zabitego jej syna, krzyczy tak z bólu, regularnie co godzina... Weszła tam prawie przemocą, bo rozumiesz, że uczyniliśmy, co tylko było można, aby jej niedozwolić... pomimo całą naszą czujność, księżna tam się dostała i od chwili, gdy zamiast ślicznej twarzy swego pieszczocha, zobaczyła potworną, zmiażdżoną głowę toczoną robactwem, straciła przy-