Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/50

Ta strona została skorygowana.

nością i obiecankami, że często powtarzać zamyśla tego rodzaju wycieczki do Paryża... a jeżeli matka będzie z tego niezadowolona... to tem gorzej dla niej... bo zważać nie będzie. Dopiero około godziny drugiej w nocy wyszli z restauracyi; pusto było na wilgotnych, chłodnych i lśniących się pręgami światła ulicach Paryża, jechali dorożką i szukali hotelu; nie chciano ich przyjąć podejrzewając, że są jakąś błędną miłosną parą, co rozbawiło ich bardzo. Wreszcie w podrzędnym hotelu przy ulicy Montmartre, wprowadzono ich do olbrzymiego pokoju wyłożonego cegłą i zastawionego wytartemi meblami; nie zważając na to wstrętne chwilowe mieszkanie, spędzili w niem noc pamiętnych nazawsze rozkoszy.
Smutniejszym okazał się powrót do Uzelles. Gdy tam przybyli nazajutrz rano, służba miała twarze strwożone, wszyscy mówili po cichu. Pani leżała w łóżku, pani była chora, bo czekała aż do rana ich powrotu. Przez ośm dni nie wyszła ze swego pokoju, rozgniewana na młodą parę; a gdy wreszcie przebaczyła yszaRrdowi wybryk, na który sobie pozwolił, wyraźnie okazywała, iż nie przebaczyła Lidii, której przypisywała całą doniosłość winy. Pomimo gniewnej i surowej twarzy pani Fenigan, Lidia kilkakrotnie przypominała mężowi uczynioną obietnicę częstych wycieczek do Paryża; lecz zawojowany przez matkę, Ryszard przybierał wtedy do śmieszności strwożoną minę i szeptał zniżonym głosem; „Nie można... nie