Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/61

Ta strona została skorygowana.

Lidia słuchała, milcząc, była ona wszakże najbardziej wzruszona tym nagłym wyjazdem. Czuła, iż ona jest główną przyczyną decyzyi generała. Ogarnęła nią pewna duma, lecz z zadziwieniem spostrzegła, iż prócz zadowolenia miłości własnej, pojawiło się wyraźnie nowe jakieś uczucie w jej sercu. Żal wielki z powodu wyjazdu książątka. A więc pokochała ona tego młodzieniaszka?... Dla czegóż więc flirtowała równocześnie z jego ojcem?... Pogrążyła się w myślach i starała się rozwikłać powstałą w nich plątaninę. Wieczór wlókł się dziś powoli, wszyscy z melancholią rozważali przyczyny nagłego wyjazdu „kochanego dziecka“. O godzinie dziesiątej nastąpiło pożegnanie a Ryszard, zapalając w sieni latarnię, zapytał się żony:
— Czy chcesz pójść z nami? Chodź, odprowadzimy razem pana Jana.
Noc była ciemna i silny wiatr dął na dworze. Okiennica źle przytwierdzona łomotała w ścianę domu. Lidia lubiąca w taką zawieję przeprawiać się łódką przez Sekwanę, niewiedzieć dlaczego tym razem wymówiła się od towarzyszenia mężowi. Czyż było to instynktowne jakieś przeczucie, czy też chciała mieć tę godzinę wyłącznie dla siebie, by w samotności pozostać ze smutkiem, jaki ją ogarnął? Wyszła wraz z mężem i gośćmi, odprowadziła ich do bramy i tu, pożegnawszy się z nimi, zawróciła w ciemną aleję, w głębi której błyszczało żółte światło lampy postawionej w dolnym