Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/73

Ta strona została skorygowana.

nie, aż do śmierci. Przejęta tego rodzaju poglądami, pani Fenigan nie umiała sobie wytłómaczyć namiętnej miłości Ryszarda, miłości i rozpaczy, którą widziała w jego oczach... jakże mógł on tę Lidię tak kochać, po ośmiu latach małżeńskiego pożycia?...
— Naprawdę, że ja was, mężczyzn, zupełnie nie rozumiem — mówiła do syna, wyprowadziwszy go pod rękę do parku, na pierwszą przechadzkę. — Wy, jak widzę, jesteście zdolni równocześnie kochać i pogardzać... Ty naprzykład, wszak widzę, że jeszcze myślisz o tej łotrzycy, która była ci niewierną a wreszcie uciekła z młokosem, by cię narazić na ludzkie pośmiewisko...
Czuła, iż w miarę jak mówiła, ręka Ryszarda wsparta na jej ramieniu, drżała coraz silniej, lecz nie bacząc na to, mówiła dalej, chcąc go wyleczyć okrucieństwem prawdy.
— Teraz już wszyscy wiedzą o ich miłosnych schadzkach... czy wiesz, że oni widywali się potajemnie tutaj... w naszym własnym domu?... On przybiegał do niej nocą, zakradał się do parku, przeskakując mur...
— Mamo, chodźmy tu odpocząć, bo słabnę — rzekł Ryszard, otwierając drzwi kiosku i wchodząc do „izby“.
Ze zmęczenia i rozpaczy rzucił się na kanapę, lecz sprężyny jęknęły jakby popsute; jedna i ta sama myśl błysnęła w głowie matki i syna, nie