Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/82

Ta strona została skorygowana.

łódki, czy to rankiem, gdy mgły są jeszcze tak gęste, iż brzegu rzeki dojrzeć nie można, czy to wieczorem, gdy światła pozapalane na statkach wiozących towary, migocą tuż ponad wodą, Ryszard wywoływał wspomnienia o Lidii, wszędzie widział jej postać i śnieżno białą cerę, której wiatry i słońce przyćmić nigdy nie zdołały.
Las ciągnął się nieopodal rzeki. Ryszard rzucił się w las, myśląc, że ucieknie od widzeń złączonych z rzeką. Lecz dokuczliwe myśli i tu go ścigały. Wszak te wszystkie leśne dróżki przebywał tylokrotnie w towarzystwie swej żony; każde drzewo, każda polanka uprzytomniała mu chwile z nią tutaj spędzone. Ludzie nawet, których tu spotykał tylko Lidię i wciąż Lidię przypominać mu się zdawali. Czasami jakaś okoliczność wykazywała mu ogrom nieszczęścia, które nań spadło. Pewnego wieczoru wracał lasem do domu z dalekiej pieszej wycieczki; gdy przechodził koło chaty leśniczego, jakieś głosy życzliwe i rubaszne zawołały:
— Panie Ryszardzie! Panie Ryszardzie!
Okazało się, że Sautecoeur, leśniczy, noszący niewiedzieć dlaczego przydomek „Indyanina“, wyprawiał dziś wesele swego syna, będącego kupczykiem w jednym z wielkich sklepów w Paryżu. Chata leśniczego przytykała do murów dawnego, opuszczonego klasztoru; na wielkim dziedzińcu zarosłym trawą ustawiono długi stół, w około którego zasiedli przeważnie koledzy leśniczego, za-