Strona:PL Daudet - Mała parafia (2).pdf/84

Ta strona została skorygowana.

Prawie było ciemno, gdy Ryszard pożegnał leśniczego i nocą wracał przez las do siebie. Ptaki już ucichły i tylko wrzaskliwy klarnet przygrywający gościom leśniczego rozlegał się dokoła; lecz Ryszard inną słyszał muzykę i tej wtórował idąc: „pum, pum, pum“.
Widząc się ściganym wspomnieniami o Lidii w lesie i w łódce, Ryszard postanowił zamknąć się w domu. Między dolnemi pokojami pawilonu był jeden, który nazywano pracownią. Jakkolwiek Ryszard od czasu ucieczki Lidii sypiał w pałacu, w dawnej swej kawalerskiej sypialni, tuż przy pokojach zajmowanych przez matkę, wracał wszakże często do pawilonu i w pracowni siadał w wielkim skórzanym fotelu, przed dawnym biurem swego ojca i albo drzemał, albo załatwiał swą nieliczną korespondencyę i rachunki. Obecnie przesiadywał całemi dniami w pracowni. Najczęściej patrzał przez okno na gościniec i rozpoznawał od dzieciństwa znanych mu ludzi i obyczaje każdego. Lecz i przy tem oknie stawało przy nim wspomnienie o Lidii. Wszak tylokrotnie spoglądali na taczki dróżnika, na szewca garbuska; przypominał sobie jak lękała się ona wołów pędzonych stadami w wigilię dni targowych w Corbeil, z jaką odrazą odwracała się od wózka ojca Foucart, mającego urząd przewożenia topielców a wypadki utonięcia w Sekwanie zdarzały się często, zwłaszcza letnią porą nadającą się i nęcącą do rzecznych kąpieli.