Ta strona została przepisana.
VII.
INTERMEZZO..
Opuściwszy nagle starego Mériveta, po rozmowie za kościołkiem, Ryszard spotkał pana Aleksandra; przelotny uśmiech zręcznego łotra, ironia jakiej się w tym uśmiechu dopatrzył, jak promień światła przemknęły przez umysł Ryszarda.
— Gdzie oni są, ci nędznicy?.. ależ ten człowiek wie; wie od tych z Grosbourga, a Rozyna u nas od niego.
I przyśpieszał kroku po rozpalonej już drodze, i monologował gestykulując zapamiętale, a zbity, krótki jego cień obok niego powtarzał te gniewne ruchy.
— A tom ja głupi, że nie pomyślałem o tem wcześniej, żem tak często chodził daremnie na tę pocztę!.. Byleby tylko ta dziewczyna zechciała teraz powiedzieć... O! powie, albo niech się strzeże!..