Rozyna Chuchin, która miała odmłodzoną i wydelikaconą twarz ojca, ukazała się właśnie w furtce parku, na tych samych dwóch stopniach, z których omal co nie zabiła pana swego wiadomością, o wyjeździe Lidyi. W eleganckim kapeluszu, i w bucikach, z książką do nabożeństwa o złoconych brzegach pod pachą, służąca śledziła coś widocznie i czekała. Usunęła się przed Ryszardem z tym uśmiechem bladym i uniżonym, w którym można się dopatrzeć wszystkiego czego się chce; ale Ryszard odwrócił ją oburącz, a przycisnąwszy do drzwi, które zamknął pchnięciem nogi, zapytał:
— Gdzie pani?.. ty wiesz... powiedz natychmiast... gdzie pani?
Trząsł nią brutalnie, a ona, zdumiona, nie rozumiejąc na razie, bełkotała:
— Ależ nie, panie Ryszardzie, ja nie wiem gdzie pani.. Gdy powróciła z sumy zastała depeszę...
— Pytam cię o twoją panią... o moją... moją żonę.
Powiedział to z wysiłkiem.
— Gdzie ona jest?
A widząc, że dziewczyna zamierza kłamać, dodał:
— Nie wtrącałem się nigdy do ciebie, ale wiem wszystko... Jeśli ci się zdaje, że ja was nie słyszę, jak twój kochanek przychodzi do garderoby... Potrzebowałbym powiedzieć tylko jedno słowo, żeby moja matka wyrzuciła cię na ulicę, a ojciec Chuchin...
— Ach! panie Ryszardzie...
Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/114
Ta strona została przepisana.