święta miejscowego, o którem zdaleka już oznajmiały katarynki, bębny, fanfary, ostry zapach frytury, z obu stron szosy ciągnęły się baraki i budy jarmarczne. Karyolka ściśnięta, prawie że niesiona przez tłum, który stawał się coraz liczniejszy w miarę, jak wjeżdżano w głąb wioski, toczyła się krok za krokiem.
— Jak się macie, Eugeniuszu?.. a młode małżeństwo?
Na to zapytanie Fénigana, Eugeniusz Sautecoeur, nazwany Indyaninem, który szedł przy karyolce, sięgając ramieniem jej kozła, odwrócił się i ukazał pod okrągłą czapką służbową twarz fioletową, zaniepokojoną.
— Nieźle, dziękuję, panie Ryszardzie, i dzieci także. Tylko, że chłopak na służbie, a ja jestem obarczony synową... To niezawsze wygodne. Dziś rano mieliśmy na śniadaniu przyjaciół jej męża. Zachciało jej się pójść z nimi na zabawę... Tam do licha! jakże ja się starzeję.
Wydobył z pod czapki kolorową chustkę fularową i ocierał nią spocone, przecięte gniewną bruzdą czoło, a spoglądając nagle dokoła po tłumie, który przewyższał swoją wysoką postacią, zawołał:
— Ach! szelma... znów mi się wymknęła.
Złożył wojskowy ukłon i podszedł spiesznie do baraków w poszukiwaniu synowej, którą Ryszard w chwilę później spostrzegł na placu Kościelnym, śród grona młodych dandysów w wielkich wykładanych kołnierzykach, uderzających szykiem bywalców w cafe-concert.
Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/124
Ta strona została przepisana.