Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/131

Ta strona została przepisana.

— Chyba nam tego tu nie przyniesiesz... — zawołała matka.
Ale on już nie słyszał, śpiesząc na gościniec.
Powrócił późno. Czekano na niego z obiadem; był to obiad na dwanaście osób, taki, jaki odbywał się teraz często w Uzelles na cześć kuzynki, i gromadził dokoła stołu dawnych gości niedzielnych, — notaryusza, następcę pana Fénigaun, właściciela małej parafii i Jana Delcrous, sędziego trybunału w Corbeil, przysadzistego kawalera, który, zawsze w poszukiwaniu bogatego ożenku, kręcił się około Elizy, szczerząc wilcze zęby, rzadkie, lśniące, między czarnemi, ostremi, jak szczecna, faworytami.
Ale Czerwony Kapturek nie swywolił i nie kokietował dziś wieczór. Obojętność Ryszarda po scenie wczorajszej, to czego dowiedziała się o starym włóczędze, nazywanym długo „ubogim Lidyi,“ ileż to powodów do niepokojących rozmyślań, nieco za ciężkich dla tego ptasiego mózgu!
— I cóż, kuzynie... a twój przyjaciel, twój stary żebrak? — spytała, siadając przy stole obok Ryszarda, wyzywająca, pod bronią, z załedwie przysłoniętemi gazą różową rękoma i ramionami.
Odpowiedział, że jego przyjaciel spał w małym baraku nad brzegiem wody, gdzie Chuchin chował wiosła i sieci.
— Nad brzegiem wody?.. Będzie mu chłodno.
— Kazałem wstawić piec, — odparł Ryszard spokojnie.
Ten piec w baraku z wiosłami ubawił ją bardzo.