— Souk’Aras, granica Tunetanii, znakomity grunt pod zboże, — przerwał ktoś..
— Kochany panie Mérivet, znasz pan swoją Algieryę na palcach... Przyjechałem zatem do Souk’Aras, jako sędzia pokoju, pełniący obowiązki prokuratora rzeczypospolitej. W godzinę po wylądowaniu, o zmroku, rozkładałem manatki w mieszkaniu parterowem mego poprzednika, gdzie zastałem obdarte krzesła i małe łóżko żelazne, gdy mój służący z biura, mój szausz, przyszedł po mnie do skazanego na śmierć. Otworzyłem wielkie oczy; skazany na śmierć? I wyobraźcie sobie moją minę, gdym się dowiedział, że w miejskiem więzieniu siedzi zbrodniarz, którego mają nazajutrz rano gilotynować. Stanowisko moje sędziego pokoju na terytoryum cywilnem obowiązywało mnie do asystowania mu, aż do stopni rusztowania. Trzeba mieć szczęście, żeby właśnie przyjechać dzień przedtem!.. W więzieniu znajduję rodzaj dzikiego, Maltańczyka czy Mahończyka. czarnego, włochatego, z grubemi, obwisłemi wargami, który patrzy na mnie małemi żółtemi oczkami, rozrzewnionym, głupim wzrokiem, zalewa się łzami i zaledwie zrozumiałą jakąś gwarą błaga mnie, żebym się pozwolił pocałować. Nieszczęśliwy cuchnął, jak lew! Widząc, że nie ma mi nic innego do powiedzenia idę spać, wyczerpany dwiema nocami kołysania na morzu. Około godziny trzeciej rano, mój szausz budzi mnie. „Co się stało?“ Skazany na śmierć znów mnie wzywa... Nadużywał, bydlę... Ale, jak odmówić człowiekowi, którego śmierć czeka? Całe więzienie było na nogach.
Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/133
Ta strona została przepisana.