Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/139

Ta strona została przepisana.

rzenia, gdy naraz, na końcu wysokiego, długiego szeregu gęstych buków, spostrzegli pawilon myśliwski w stylu Ludwika XV-go, z łukowatą bramą, z olbrzymiemi oknami, przed którym stało grono gajowych konno, w niebieskich kurtkach, naszywanych srebrnemi galonami, i zdawaćby się mogło, że czekali oni na karocę pani Pompadour.
— To bażantarnia, — rzekł Ryszard do Elizy, która zatrzymała się, naciekawiona.
Ileż wspomnień, i to jakich rozdzierających, budził w jego umyśle ten stary pawilon, gdzie, w dniu otwarcia łowów, pod namiotem, wzniesionym wprost bramy, Lidya zasiadała po prawej stronie księcia jenerała, taka ładna i taka dumna!... Gajowi rozstąpili się z szacunkiem przed wytwornym jeźdźcem, w szarem ubraniu, zapiętem po wojskowemu, pod samą brodę, który zdążał ku drodze poprzecznej. Ryszard drgnął, osłupiały na widok odmłodzonego, siedzącego mocno w siodle jenerała; sądził, że przykuty jest do fotelu w Grosbourg, a tymczasem chory przejeżdżał mimo niego, nie widząc go, zajęty jedynie Elizą.
— Kto to ten pan? — spytała.
Ale Ryszard nie miał czasu odpowiedzieć, gdy drugi jeździec, znacznie młodszy, w mundurze dragona, odłączył się od grona gajowych i popędził galopem za jenerałem. Te małe wąsiki, te pukle włosów pod czapką! Fénigan powstrzymał okrzyk zdziwienia i wściekłości. Karolek!... to Karolek!... w dragonach... A Lidya? gdzie ją zostawił? Co się z nią stało?... Uczuł szum w uszach, wydało mu się, że buki naraz urosły, stały się olbrzymiemi, a Eliza była gdzieś da-