leko, bardzo mała, tak, że nie rozumiał, ani jej ruchów, ani jej mowy. Poczem nagle, zanim zdołała sobie wy tłómaczyć to jego osłupienie, ujrzała jak zawrócił konia i szalonym pędem puścił się w pogoń za ojcem i synem, którzy już znikli w dali długiej alei. Dogoniła Ryszarda przed wózkiem pełnym węgli, gdzie zatrzymał się, by wypytać woźnicę, który stał na szczycie swego ładunku i którego głos dźwięczał silnie, jak uderzenia młotu, w czystem powietrzu polanki.
— Ma się rozumieć, że to książę... Przecież przyszedł w niedzielę polować z Indyaninem i dał czterdzieści sousów naszemu Wilhelmowi za nagankę... A co do tej służby w dragonach, to syn Foucarta, od wózka dla topielców, i chłopak Eugeniusza lepiej pana objaśnią, niż ja, bo najpierw sami są w tym samym szwadronie...
— Dziękuję, — rzekł Ryszard, biały jak brzezina.
I cicho rzekł kuzynce:
— Wracajmy, cierpię strasznie.
Przez całą drogą do zamku nie mogła wydobyć z niego słowa, ale „bum bum bum“, nucone przezeń pod nosem, świadczyła o jego męce wewnętrznej. Eliza pomyślała: „Próżne moje zachody“, i, powróciwszy do domu, udała się do swego pokoju, by ukryć łzy, gdy Ryszard poszedł szukać matki w ogrodzie warzywnym.
Była to kojąca godzina po upale dziennym, godzina, w której kwiaty kąpią się i piją. Pod strumieniem wody, płynącym wzdłuż rabatów, pod ciepłą pieszczotą ukośnych promieni słonecznych, kwiaty podnosiły główki, prostując się i przeciągały rozkosznie,
Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/140
Ta strona została przepisana.