Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/142

Ta strona została przepisana.

— Rozwód, nie prawda?... żeby mnie ożenić z kuzynką, która się stroi i wdzięczy... na to nie licz... nigdy... nigdy...
— Tak, rozumiem... Wolisz katechizm małej parafii... Wolisz przeprosić tę łotrzycę za całą śmieszność, jaką nas okryła, a potem pomieścić ją już nie w pawilonie, ale w tym zamku, u matki, żeby... żeby odbyła słabość.
Ale zaledwie wymówiła te smutne słowa, byłaby pragnęła je powstrzymać, wobec nagłej bladości i drżena ust Ryszarda. Uniesiona czułością, otworzyła ramiona, ale on odepchnął je brutalnie ruchem szaleńca:
— Co! ależ mówiłaś mi przecież, że ona nie może... Dlaczego kłamałaś? dlaczego okłamywałaś mnie zawsze, mówiąc o niej? Toś ty jej bardzo nienawidziła?
— Ona była udręczeniem i hańbą twojego życia. Tak, nie cierpiałam jej... Ale, bądź spokojny, ton, jakim przemawiasz do mnie, jest mi nauką. Nie będzie już między nami więcej mowy o niej. Weź ją napowrót do siebie, pielęgnuj, uznaj dzieciaka, gdy się urodzi. Zapewniają mu dwieście tysięcy franków. Dobry interes, jak widzisz.
Dotknięta do żywego w swojej dumie, w swem uczuciu macierzyńskiem, udawała, te obcina dalej gałązki i zaznaczała każde zdanie krótkim szczękiem nożyc.
Ale Ryszard przeszkodził jej: