Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/143

Ta strona została przepisana.

— Strzeż się, matko.
Chwycił ją, za ręce, odwrócił gwałtownie ku sobie i, zrozpaczony tem wszystkiem, co usłyszał, przybliżył zmienioną twarz swoją do tego oblicza starej kobiety, które było do niego takie podobne, poczem wybuchnął:
— Udręczenie mojego życia, to ty, czy słyszysz? ty, nie ona... Od mego dzieciństwa, które więziłaś w pokoju chorego, pozbawiając je powietrza i ruchu, twoja samolubna miłość nie pozwoliła mi rozwinąć się, zostać męzczyzną. By mnie zatrzymać przy sobie, tyranizowałaś mnie tak samo, jak tyranizowałaś mego ojca; pochlebiałaś mojemu lenistwu i moim nałogom, uczyniłaś mnie niezdolnym do żadnego zawodu. Nie chcąc, żebym się ożenił, by tu nie zapanował inny wpływ prócz twego, podsuwałaś mi własne służące... Nie zapieraj się!.. Może myślisz, żem tego nie widział!.. A ta biedna mała, którą sprowadziłaś z Lorient, żeby mi ją rzucić w objęcia... czegóżeś nie robiła, by z niej uczynić moją kochankę, nic więcej, tylko moją kochankę, skoro jej mąż żyje jeszcze, a kościół nie uznaje rozwodu! Raczej wszystko, niż widzieć znów śród nas tę, którą twój despotyzm ztąd wypędził i o którą zawsze byłaś zazdrosna... Ale to wszystko na nic się nie zda, na nic; kocham moją żonę, kocham i przebaczam jej, bo jestem względem niej winny, żem nie umiał jej obronić przeciw tobie, przeciw twojemu tyraństwu... Płacz, płacz. Ona płacze więcej jeszcze, sama, opuszczona, porzucona nie wiem gdzie... O! ale ja ją odnajdę... Wolałbym umrzeć, niż pędzić dalej to