— Nie, nie wyobrazisz pan sobie jak mnie męczą te nieustanne wysiłki woli dla dokonania rzeczy najprostszych: żeby wstać, usiąść, zdjąć kapelusz, to go znów włożyć; to co u ciebie jest ruchem nieświadomym, automatycznym, wymaga u mnie natężenia wszystkich sił... Wywlec się z łóżka rano, gryźć, gdy siedzę przy stole, skończyć zdanie, które miałem nieszczęście zacząć, wszystko staje się dla mego marnego szkieletu ciężkim czynem, torturą... Usiądźmy, patrz, oblany jestem potem, z tego, żem przyszedł tutaj, wsparty na twojem ramieniu.
Jesteśmy w Grosbourgu, po południu, na tarasie nad brzegiem wody. Pan Jan, współczujący i zrezygnowany, od śniadania oprowadza z jednej ławki na drugą uskarżającego się księcia d’Alcantara, prawiąc mu z roztargnieniem te słowa pociechy, jakiemi się łudzi nieuleczalnych.
Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/145
Ta strona została przepisana.
VIII.
CUD MAŁEJ PARAFII..