Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/152

Ta strona została przepisana.

— Masz słuszność, — rzekł jenerał nagle uspokojony.
Nieszczęsny pan Jan! jakże dalekimi wydawały mu się owe dni, kiedy w łódce Chuchina jego wiolonczela przejeżdżała przez Sekwanę z domu do domu! Dawniej taki wesoły, taki pełen życia, jakże posępny był teraz Uzelles, zwłaszcza od chwili kiedy pani Fénigan i jej syn, na skutek gwałtownej rozmowy, nie widywali się, nie rozmawiali ze sobą. Ryszard zajął znów swój pokój w pawilonie, gdzie jadał i spędzał całe dnie. Gdyby nie suchy i miarowy trzask pistoletu, nikt nie wiedziałby, że tam przebywa. Matka, podwajając swoją pracowitość, baczność, dreptała z dziedzińca do sadu, zatruwała życie ogrodnikowi i jego koszatkom; a w ostrym tonie jej głosu, w chodzie jej, we wściekłym brzęku jej kluczy odzywało się jakby echo krzyku zranionej dumy, zelżonej miłości macierzyńskiej.
— Po tem wszystkiem com ja dla niego zrobiła, on woli tę niegodziwą kobietę, niż mnie, och!..
Brakło jej słów oburzenia, zwłaszcza, gdy przypominała sobie wyraz tych ust rozgorączkowanych i wykrzywionych, które pluły jej w twarz obelgę i nienawiść. I to był jej syn, to był jej Ryszardek!
— Ale kuzynka się myli, — tłómaczyła łagodnie poczciwa Eliza, pomagając jej zbierać owoce ze strzyżonych w słup jabłoni wzdłuż alei, — Ryszard kuzynkę ubóstwia... mówił w złości, ale jestem pewna, że gdyby kuzynka chciała...
Dumna matka podniosła głowę i, upuszczając jabłka na ziemię, mówiła:
— Nigdy, nie znasz mnie; upokorzyć się przed