Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/154

Ta strona została przepisana.

— Chce się bić konno? — spytał Ryszard, drwiącym tonem.
— Nie, ale siedzący... To d’Elbée, jeśli się nie mylę, rozstrzelany był w fotelu. Zaproponują panu pojedynek w tym rodzają w Uzelles lub Grosbourg... dwa krzesła o pietnaście albo dwadzieścia kroków.
Ryszard przerwał szorstko:
— To dobre dla infirmerów; powiesz pan jenerałowi, że będę czekał na powrót jego syna, wolę. Poczekam miesiąc, sześć tygodni, ile będzie trzeba... ale chcę się bić z tym młodym błaznem, a jeśli nic go do tego nie zmusi, czyhać będę na niego na zakręcie drogi, w gąszczu leśnym i zabiję go.
Powtórzył kilkakrotnie „Zabiję go, zabiję go!“, wtłaczając jakby młotkiem te wyrazy w słabą głowę pana Jana. To też nauczyciel chwiejnym krokiem wyszedł z małej furtki o dwóch stopniach, przy której czekała na niego od kilku chwil matka Ryszarda.. Na jej widok nieborak wyrwał się niedorzecznie:
— Ach! łaskawa pani, jakże to dawno... jak ja się cieszę...
Ale ona przerwała mu z pośpiechem, a wskazując na pawilon:
— Coś pan przyszedł mu powiedzieć? Jakąż krzywdę chcą nam jeszcze wyrządzić ci ludzie z Grosbourga?
— Ależ pani, to on, to pan Ryszard... To nie my.
Zadyszany opowiedział o listach, otrzymywanych w zamku, o przerażeniu księżnej.
— Uprzedziłam ją... — rzekła pani Fénigan, uśmie-