Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/156

Ta strona została przepisana.

czek, w grubej żałobie po ukochanej żonie, której dwudziestą pierwszą rocznicę śmierci obchodził dnia tego.
— Przebaczenie wszystkich nikczenmości, odpuszczenie wszystkich przestępstw, to treść kazań tam w tych murach.
Wskazywała parasolką biały kościołek na skraju drogi.
— I chcieliby, żebym i ja tam chodziła, żebym się zapisała do tej parafii. O! dziękuję. Niech mój syn sobie chodzi jeśli chce; moja noga nie postanie tam nigdy w życiu.
— Ach! pani Fénigan... pani Fénigan... — westchnął wiolonczelista, przypomniawszy sobie nagle złowróżbne zlecenie, jakiego się podjął. — Co my poczniemy, jeżeli pani nie może wpłynąć na syna? On chce zabijać... tylko zabijać...
— Niechże więc zacznie od swojej żony! Pozbędzie się ładnego kłopotu.
— Pani!...
— Co, i pan także jej bronisz? Cóż ona wam wszystkim zadała ta ladacznica? Ach! prawda, pan to przez muzykę... wasze duety; jak Ryszard... bum... bum... bum... a potem to rozleniwienie, które uchodzi za łagodność, bezbronność... męzczyzni tak lubią wyobrażać sobie, że roztaczają opiekę... Ach! ta łotrzyca, co mi zabrała syna... gdyby ona tu była, gdybym ją tak miała w rękach...
— Ulitowałabyś się pani nad nią, bo pani jesteś bardzo dobra, a ona bardzo nieszczęśliwa, — rzekł pan Jan, mrugając oczami, jakgdyby spodziewał się spa-