tak, jej mąż i syn, których kochała przecież, cierpieli przez nią. A może z czulszą, teściową Lidya, sierota, byłaby szczęśliwą w małżeństwie. Ale pani Fénigan powinna była mieć dużo pobłażliwości, serce litościwe i skore do przebaczania. Teraz zdawała sobie sprawę z tego wszystkiego, a także i z tego, co jeszcze uczynić powinna. Coś bardzo trudnego, ale skoro Bóg ją natchnął, dopomoże jej jeszcze niewątpliwie. „Ojcze nasz, któryś jest w niebie..“
Długie westchnienie nieopodal ostrzegło ją, że nie jest sama w kościele. Oczy jej, przywykłe już teraz do mroku, rozróżniły o kilka kroków przed jej krzesłem ubogą kobietę otuloną w chustkę, w ubraniu zniszczonem, spłowiałem, która się modliła, skulona na klęczkach; obok niej na ziemi leżało zawiniątko, a z pod niego wyglądała rękojeść czarnego, bawełnianego parasola.
Pani Fénigan dawniejsza, ta, która przed chwilą weszła do kaplicy, nie lubiła żebraków, uważała, że miłosierdzie jest upokarzającem i nigdy, prócz w dni przeznaczone na jałmużnę, w tradycyjne poniedziałki, nie dała szeląga albo kromki chleba ubogiemu. Byłto jeden z artykułów jej kodeksu osobistego, wieczny temat dyskusyi z synową, gdy wyjeżdżały we dwie powozem.
Ach! gdyby Lidya, z zapadłego kąta, w którym ukrywała nędzę swego błędu, mogła była widzieć swoją nieubłaganą teściową, jak zbliżyła się do nędzarki i zapytała jej łagodnie: „Wy nie z tych stron?“ Jakaż nadzieja dla niej i jakie zdziwienie!.. Ale żebraczka
Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/158
Ta strona została przepisana.