powrotu pana Aleksandra, który poszedł szukać rodziny Blanchard, swojej rodziny, — po czterdziestu latach zapomnienia, przypomniał ją sobie nagle pewnego ranka w Monte-Carlo, gdy przemyśliwał nad schronieniem dla ściganych kochanków. Z uderzeniem dwunastej powrócił promieniejący. Starzy i młodzi, wszyscy Blauchardowie z jego lat dziecinnych spali na piasczystym cmentarzu Quiberonu. wprost morza, którego fala szła prosto od wysp Azorskich w trzech rzutach; wszyscy Blanchardowie, prócz jednego stryja, kapitana okrętu kupieckiego, odbywającego dalekie podróże, zawsze nieobecnego, i jego żony, która mieszkała samotna w żółtym domku, na wybrzeżu, w Port-Haliguen.
„Moja stryjenka Żółty Dom,“ ochrzczona tak przez Aleksandra, przystała na wynajęcie całego swego mieszkania z meblami pani hrabinie, na gotowanie jej i panu hrabiemu gdy przyjedzie, a nawet na dostarczenie powoziku, który miał po śniadaniu przyjechać po panią, Lidyę, jej bagaże i pokojówkę; a to wszystko na warunkach bardzo umiarkowanych, nie licząc już przyjemności, jaką nastręczała możność czatowania na „Bleu-Blanc-Rouge,“ gdy zawijać będzie z rozpiętemi żaglami do portu i zarzucać kotwicę tuż pod domem niemal.
Gród Quiberon, położony w środku półwyspu, ma dwa porty: jeden, bardzo bliski, Port-Maria, nad morzem, a drugi, Port-Haliguen, nad zatoką Morbihan, do którego iść trzeba z jaką milę, przez sieć uliczek, śród niskich murów,, zniszczonych skutkiem powietrza,
Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/163
Ta strona została przepisana.