pająka jadalni w Monte-Carlo, w porze wieczerzy, gdy Lidya wchodziła wsparta na ramieniu pana hrabiego. Również na piasczystej pustyni, nacechowanej melancholią, którą Historya Święta otacza aureolą wielkości i uroczystości przez tragiczne wspomnienia wygnania, nieliczne rodziny kąpielowców, przybyłe z Auray, z Vannes, zabawiające się po parafiańsku w słońcu, przypominały zaledwie z bardzo daleka hrabinie wielbicieli, Szwedów, Węgrów, Bułgarów, podziwiających jej tualety w czarodziejskich ogrodach domu gry. Tutaj, ta obca, samotna i zanadto piękna, odpychała: by ją osądzić, by do niej przemówić, czekano na hrabiego, który miał po nią przyjechać własnym jachtem. Kiedy? Nikt nie wiedział. Jazda żaglowców taka niepewna!
Z początku Lidya niebardzo się nudziła. Rozrywką jej była nowa okolica i zainstalowanie się, i obawa przed przybyciem groźnego męża; nadto pan Aleksander, który, mieszkając w hotelu Lamballe, w Quiberon, przychodził codzień z rana po jej rozkazy. Gdy stawał długi i sztywny, przed oknem bawialni, albo rozmawiał ze stryjenką Blanchard, czy z pokojówką lyońską, jego twarz, jakby starego szatana, wygolona, posiekana czarnemi punkcikami, pod zalotnym kapeluszem kąpielowym, jego oczy o ruchliwych źrenicach przejmowały trwogą serce następczyni Rozyny.
— Czy pani aby pewna tego człowieka? — pytała pokojówka. — Bo ja, gdy patrzy na mnie, jakby mnie chciał prześwidrować, i pyta tak: „Agaryto, czyś ty dyskretna?..“ nie dodając nigdy ani jednego słowa więcej, drżę za każdym razem, że usłyszę jakieś okropne zwierzenie.
Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/165
Ta strona została przepisana.