od słońca i wiatru morskiego, podobna do dzikiego goździka, goździka z wydm piasczystych.
Jednocześnie prawie statek, niesiony przez silny wiatr, dopływał do brzegu i zawijając ukazał nazwę swoją wypisaną na tylnej ścianie wielkiemi literami: AMFITRYTA.—CARDIFF. Byłto statek handlowy, pochodzący z tych samych warsztatów co „Bleu-Blanc-Bouge,“ ale większej objętości, wiozący ładunek lnu, nie posiadający cienia zbytkownego komfortu jachtu.
— To też mówiłem sobie... przyjeżdża za wcześnie, o wiele za wcześnie.
I straszny Aleksander, śledząc delikatną twarz młodej kobiety, rozkoszował się widokiem drgań nerwowych, spowodowanych rozczarowaniem. W dziesięć minut później „Amfitryta“ wjeżdżała do cichego portu, zapełniając go swoim białym, oblanym falą tułowiem, zgrzytem swojej maszyny i hałasem kłótni między kapitanem a sternikiem. Głosy odbijały się od kamieni bulwarku; ale nikt w Port-Haliguen nie umiał po angielsku i kłótnia nie byłaby się nigdy skończyła, gdyby Lidya, przypomniawszy sobie lekcye zakonnicy Irlandki, nie była się ofiarowała za pośredniczkę.
Ciekawy to był motyw do obrazu modernisty, ta wykwintna Paryżanka, siedząca na pomoście na pęku lin, śród zapachu smoły i lnu; przed nią Angik, apoplektyczny, rudy olbrzym, kłócący się z małym sternikiem bretońskim, czarnym, włochatym jak małpa, gdy majtkowie, przyciągając statek do brzegu, wpatrywali się z osłupieniem w pusty bulwark, w rzadkie niskie domy, jakby przerażeni, że znaleźli się tutaj.
Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/168
Ta strona została przepisana.