Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/170

Ta strona została przepisana.

mahoński, naładowany pomarańczami, a płynący do Marsylii, wylądowali w temże mieście.“
— Po co on jechał na wyspy Balearskie? — spytała przedewszystkiem Lidya, usłyszawszy tę smutną nowinę, którą jej zakomunikowano bez najmniejszej ostrożności. — Przecież z Monaco do Quiberon droga nie prowadzi tamtędy.
— Ach! proszę pani, z żaglami... jeden powiew mistrala albo tramontany... — odpowiedział stary łotr, z dobrze udanem współczuciem na zasianej drobniutkiemi zmarszczkami twarzy.
I wnet ofiarował się, że pojedzie po wiadomości w stronę Grosbourga, dokąd młody książę uda się niewątpliwie po świeże fundusze. Przyczem oświadczył, że gotów jest zawsze robić to, co zechce pani hrabina, której rozkazów kazał mu słuchać syn jego panów. I przesadzał się w niskich przysięgach, w pokornych ukłonach, we wszystkich służalczych wybiegach i podstępach, wszystkich wykrętach swego dawnego rzemiosła.
— Tak, masz słuszność... jedź, zobacz co się dzieje, — rzekła Lidya, ciągłe jeszcze ufająca, ale bardziej niż kiedykolwiek zamyślona.
Śród ciemności moralnych, w jakich miota się większość istot, pewne fakty wnoszą nagle światło lotem błyskawicy, ukazując całą czarną głębię przepaści. Złowroga wieść z Petit Journal przyniosła młodej kobiecie jedno z takich objawień. Gdyby Charlesis był umarł coby się z nią stało? Niezdolna do najlżejszego wyrachowania nie przerażała się myślą o nędzy. Zkądże więc ta nagła trwoga, jaką ją to przypuszcze-