Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/171

Ta strona została przepisana.

nie śmierci zmroziło? Jedynie ztąd, że zniknięcie kochanka pozostawiło ją równie obojętną jak zniknięcie którejkolwiek ze znajomych twarzy. Nie kochała go zatem? A więc, nie. Dotąd wątpiła; teraz miała dowód. Poszła za nim przez próżność, nudę i znużenie, ulegając potrzebie nowych widnokręgów i dni niespodzianych. Ale śród najczulszych pieszczot coś ich zawsze odpychało, rozdzielało, coś zimnego i nieprzeniknionego, co jego osłaniało niby druciana koszulka, ochraniająca go od tych wszystkich ran, które zadawał, a sprawiająca, że ten pojedynek, bez świadków i broni, jakim jest miłość, stawał się nierównym i nikczemnym. Kilkakrotnie ogarniał ją lęk przy nim, na widok pewnych jego uśmiechów, na wspomnienie tych słów jego ojca, które ją prześladowały: „To potwór... mówię pani, że to potwór.“ I obraz zrozpaczonego jenerała, jego oczy pełne ognia i uczciwe, takie odmienne od oczu Charlexisa, poniżały ostatecznie w sercu młodej kobiety kochanka, dla którego wszystko porzuciła. Ach! gdybyż to się mogło odstać! Skoro życie otwierało się przed nią proste, bezpieczne, przez niespodziewane małżeństwo z zacnym człowiekiem, poco było rzucać się na bezdroża, robić szaleństwa bez namiętności, bez uciechy? Teraz, dokąd pójdzie? Jak się to wszystko skończy?
Myślała o tem drżąca, niepewna, śród powstającej mgły wieczornej, i plusku wody, odbijającej się od kamiennego bulwarku. Żagle wracających statków, powiększone w tej mgle, snuły się jak duchy. Nagle na krańcu ciemnego wybrzeża zajaśniał wysoko jaskrawy płomyk, — lampa semafora. Jednocześnie Lidya uczuła