świszczy i chrapie za Port-Maria, to jak przyjdzie listopad, taki idzie hałas, że ludzie nie mogą wcale sypiać... Z tej strony morze nie jest takie straszne, ale za to ludzie są bardzo źli.
I dziewczyna lyońska opowiadała swojej pani o bójkach staczanych w Port-Haliguen między rybakami miejscowymi a korsarzami z Concarneau, którzy przyjeżdżali na połów na jednej i tej samej przestrzeni morza. Trzeba było widzieć jak pod niskiem niebem zimowem, zasnutem chmurami, śród nieustających deszczów, kiedy burze nie pozwalają łodziom wypływać na morze, w tym małym porcie, tonącym we mgle, — dwustu, trzystu marynarzy, wyjących i pijanych, napada na oberże Le Bueza albo Le Quelleca, którzy już nie chcą im dać trunków, a potem, jak odpędzeni wielkiemi drągami albo garnkami wrzącej wody wywierają złość na sobie wzajemnie i szamocą się i biją z taką wściekłością, że z tarasu od Le Bueza staczają się na bulwark pełen śmieci, a z bulwarku w toń przystani, nie puszczając się, uczepieni jeden drugiego.
— Uspokój się, moje dziecko; wyjedziemy zanim ujrzymy te okropności, — odpowiadała Lidya; lubiła swoją pokojówkę, zabraną z bulwaru w Lyonie, dziewczynę bardzo wątłą, bardzo głupią, ale jedyną, której twarz nie wyrażała nieufności albo antypatyi.
Pan Aleksander, przed wyjazdem, szepnął do ucha stryjence Blanchard, że lokatorka jej była hrabiną tylko z lewej ręki i od Port-Haliguen do Quiberon nie było kamienia przydrożnego, któryby nie podchwycił tej potwarzy, by jej, bardziej jeszcze zbrukanej, nie
Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/173
Ta strona została przepisana.