Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/182

Ta strona została przepisana.

krańca Francyi na drugi i tę niegodziwość, której się dopuszczono zawożąc ją tak daleko, by jej rzucić w twarz tę obelgę... O, Karolku! to więc zapowiadał twój śmiech zagadkowy i te oczy, jak z zimnego głazu, których Lidya tak bardzo się bała! „Piękny potwór,“ mówił o nim ojciec, potwór niezdolny kochać i który instynktownie odpychał wszelką poufałość i tkliwość. Zakończał on tak jak powinien był zakończyć ich niegodny romans bez miłości... A ci ludzie z Grosbourga, ze swoim notaryuszem, za kogóż ją brali? Jakto! i jenerał także... Och! to było dla niej największą zniewagą, ta myśl, że ów dumny, waleczny żołnierz, którego rozpaczliwa namiętność wzruszała ją niekiedy, mógł ją posądzić o wyrachowaną, handlarską duszę. Zobaczą co ona sobie robi z ich pieniędzy i z wszystkiego.
„Z prawem przepisania na dziecko...“ Tak, zapewne dziecko. Powziąwszy od pierwszego dnia mocne postanowienie, że nie przeżyje swego szału, nie przewidziała tej ironii: po ośmiu latach bezpłodności w małżeństwie macierzyństwo w związku przypadkowym. Ale jakże wychowa to dziecko? Bez ojca, bez nazwiska, nawet bez nazwiska matki, która go nigdy sama nie miała. Czarna nędza i krew książęca w żyłach. Co się z nim stanie, z tym opuszczonym wyrzutkiem? Czyż nie stokroć lepiej zabrać go z sobą w krainę śmierci?..
...Śmierć, zapewne. Ale jaka śmierć? Wydostać się szybko, uciec z tego smutnego życia, ale jakiemi drzwiami? Morze jest blisko, tuż, u stóp skał. Otwo-