żnica między tamtem życiem, a tem, jakie my prowadzimy, Ty i ja! Czekam Twojej odpowiedzi na tę kwestyę, mój filozofie.
Wspominałeś mi kiedyś o słowach pani de Lougueville, o tem strasznem wyznaniu kobiety o kobietach, że, by kochać całkowicie muszą, trochę pogardzać. Tem możnaby wytłómaczyć upodobanie niektórych, od góry do dołu drabiny społecznej, dla męzczyzn takich jak Brissac. Oto co w tej kwestyi opowiadał tego lata w kółku męskiem na tarasie w Grosbourgu pewien znakomity muzyk, członek Instytutu: „Miałem lat dwadzieścia, — mówił. — Biedne dzikie zwierzątko, zabrane z balu na Montmartre zapytało mnie pewnego ranka: „A czem ty jesteś?“ Wmówiłem w nią, że jestem subjektem fryzyerskim z ulicy Du Bac. Dość było spojrzeć na mnie i na moją grzywę w tej izdebce umeblowanej łóżkiem żelaznem i fortepianem, żeby odczuć całe nieprawdopodobieństwo tego; ale miałem do czynienia z istotą najbardziej zepsutą i najłatwowierniejszą, najpotworniej naiwną, jaka kiedykolwiek wyszła z balu bulwarów zewnętrznych. Przyniosłem jej kilka buteleczek perfum, parę słoików pomady i mydeł zielonych, powiedziałem, że je skradłem memu pryncypałowi i to przekonało ją do reszty. Ośmielona niskością mojego zawodu przychodziła do mnie często, a ja bawiłem się oczernianiem przed nią własnej mojej osoby najdziwaczniejszemi, najstraszniejszemi zwierzeniami. Uprawiałem nikczemne rzemiosła, byłem złodziejem, sutenerem, i gorzej jeszcze, znano mnie w dzielnicy pod nazwą pięknej Cezaryny. Zabawka ta mogła się źle skończyć, ale ja, w swawoli swojej, widziałem tylko
Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/193
Ta strona została przepisana.