oszołomienie tej ładnej ladacznicy, żarłoczne upojenie, z jakiem rzucała się na moje usta, po owych okropnych zwierzeniach, które wyrywały mi się niby pod wpływem miłości, a wzamian za które otrzymywałem inne, trochę mniej wstrętne, ale jednak djabelnie pieprzne, oraz rady czułe, macierzyńskie: „Strzeż się, mój kiziu, nie daj się złapać...“ Miłość jej pełna była opiekuńczego, pobłażliwego współczucia. Pocieszała mnie, uspakajała moje wyrzuty sumienia, — bo miewałem je niekiedy; byłem taki młody. Wówczas biedna dziewczyna tuliła moją głowę oburącz, ocierała moje oczy pocałunkami, ciepłym jedwabiem swoich rozplecionych włosów, albo w porywie uczucia i idealizmu usiłowała wydobyć mnie z kałuży materyalistycznej, w której tarzałem się zajadle podczas tych nocnych zwierzeń: „Jednak czujesz przecież niekiedy, mój mały, że masz duszę, no, co, — powiedz?“ I trudno sobie wyobrazić jakie chwile, jakie sytuacye wybierała, by mi prawić swoje kazania idealistyczne.“
Ów szczególny stosunek naszego akademika trwał z jakie trzy czy cztery miesiące; i ten człowiek, który wzbudzał takie szalone namiętności, jakie znane są tylko w muzyce, zapewniał, że nigdy nie czuł się tak gorąco kochanym, nigdy nie przeniknął tak do głębi całej istoty kobiecej jak przez te kilka miesięcy. Biedna dziewczyna spowiadała mu się z najtajniejszych myśli, ze wszystkich zakulisowych sprawek swego niecnego rzemiosła, swoich porażek i powodzeń, z wybiegów wzbudzających obrzydzenie; a zwłaszcza ze swej szalonej obawy przed policyą. On w dalszym ciągu
Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/194
Ta strona została przepisana.