Musiała być bardzo zmęczona. Stopniowo wszakże ciepła temperatura w pokoju i wygody, do jakich przywykła, przywróciły jej tyle sił i życia, że mogła zadać kilka pytań Rozynie, która pomagała starej pokojówce.
— I cóż pan Ryszard?
— Pan Ryszard jeszcze nie wstał... Czy pani chce, żebym poszła go uprzedzić?
— Nie! chciałam tylko wiedzieć, czy nie zmienił w niczem swego trybu życia.
— W niczem, proszę pani... Nie wychodzi, jedzenie każe sobie przynosić do pracowni, gdzie spędza dnie na pisaniu listów i strzelaniu z pistoletu, przyśpiewując ciągle, jak zwykle... Niekiedy przejdzie się po szpalerze z panem Mérivetem i tyle.
— Mieliście tu pewnie często księdza Cérès? Gdzie tam. Zaraz po wyjeździe pań pokłócił się z księdzem proboszczem o Lucriotów i zawezwali go do biskupa do Wersalu... od tego czasu nie wrócił.
— Biedny ksiądz Cérès... — westchnęła pani Fénigan, tonem łagodnego żalu, do którego przyłączało się rozkoszne uczucie możności wyciągnięcia się na czystej, ogrzanej pościeli własnego łóżka.
Rozyna nie mogła wyjść z podziwu na tę pobłażliwość swojej pani dla wikaryusza żebraków i włóczęgów.
— A więc Ryszard nie wychodził nawet w niedzielę, nawet do małej parafii, żeby zrobić przyjemność swojemu staremu przyjacielowi?
— Kiedy, proszę pani, mała parafia jest zamknię-
Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/199
Ta strona została przepisana.